Nasza historia

Historia powstania Sushi in House 


Historia Sushi in House zaczyna się w 2016 roku, w Olsztynie. Firma powstała, gdy – po rezygnacji ze studiów doktoranckich – poszukiwałem nowej drogi zawodowej. Inspiracją do jej założenia było kilka… zbiegów okoliczności.  

Pierwszy – w trakcie zawodowej pauzy moja ówczesna dziewczyna, a dziś żona świętowała urodziny. Zaprosiliśmy przyjaciół, a ja postanowiłem przygotować wyjątkowe menu. Wybór padł na sushi, mimo że wcześniej ten japoński przysmak jadłem raz w życiu. Zakończyło się sukcesem. Moja przyszła żona zakochała się w tym daniu od pierwszego kęsa! Wszystkim smakowało do tego stopnia, że znajomi i znajomi znajomych zaczęli mnie prosić, żebym dla nich również przyrządził rolki. 

Zaczynamy!


Rozwiązanie przyszło wraz z drugim zbiegiem okoliczności. Otóż moja obecna żona pracowała w jednym z najlepiej zaopatrzonych sklepów rybnych w Olsztynie. Szybko rozpocząłem z nimi współpracę: brałem od nich łososia i inne produkty do sushi. Przygotowywałem gotowe zestawy, które oni wystawiali do sprzedaży w sklepie. Wstawałem codziennie o 4:00, żeby do 7:30 przygotować rolki i zawieźć je do sklepu. Tak – przy właściwie zerowych kosztach – kształtował się mój warsztat. Mogłem do woli eksperymentować i zdobywać doświadczenie. 

Kilka miesięcy później założyłem firmę. Nie obyło się bez problemów, bo nie dostałem dofinansowania na działalność. Nie była zgodna z moim profilem wykształcenia (studiowałem zootechnikę). Udało się jednak „obejść system” – pozyskałem dofinansowanie na profesjonalny kurs dla sushimasterów. Ale to oznaczało, że na start biznesu będę musiał zarobić sam. 

Trudne decyzje


Mimo że w trakcie kursu aż 3 warszawskie lokale sushi zaproponowały mi pracę, ja trwałem w swoim postanowieniu – chciałem założyć własny biznes. Szukałem więc sposobu na „pożenienie” nauki ze zbieraniem funduszy na rozwój firmy. To było wyzwanie. Podczas szkolenia codziennie dojeżdżałem z rodzinnych Skierniewic do stolicy, by od 5:00 (!) do 13:00 uczyć się. Popołudnia wykorzystywałem na przygotowywanie zestawów sushi dla znajomych ze Skierniewic. Tak zarabiałem pierwsze pieniądze. 

Po kursie powróciłem do Olsztyna z myślą o otwarciu własnego lokalu. To jednak było niemożliwe. Brak środków na inwestycję, zero zdolności kredytowej i 6 konkurencyjnych lokali w mieście… ryzyko było za duże. W zamian zdecydowałem się na robienie pokazów sushi na weselach i imprezach zamkniętych. Potrzebowałem tylko baru na kółkach i busa, którym dojadę na miejsce. To był strzał w dziesiątkę. 

Otwarcie lokalu


Jak zdobyłem pieniądze na wyposażenie? W tym samym czasie podjąłem współpracę z Bistrem Różanym w Kutnie. Wspólnie zaczęliśmy organizować Sushi Czwartki – wydarzenie, które szybko stało się kultowe w mieście, w którym nie było żadnej „suszarni”. Dodatkowo przez cały czas robiłem sushi dla znajomych (i ich znajomych) w Skierniewicach. Tak zarobione pieniądze w połączeniu ze wsparciem od mojej kochanej babci pozwoliły mi zacząć działać na własną rękę. 

Pokazy sushi cieszyły się powodzeniem w całej Polsce, ale ja nieustannie powracałem do Skierniewic. Pocztą pantoflową zdobywałem tu coraz większe grono klientów, a ci stali zaczęli się coraz głośniej dopominać o otwarcie lokalu. W końcu byłem na to gotowy i wiedziałem, że już nic mnie nie zatrzyma – nawet wiadomość o tym, że w mieście pojawił się właśnie sushi bar. 

I tak, 1 września 2017 r. przy ul. Kilińskiego 8 nastąpiło otwarcie Sushi In House. Do dziś uważam, że to był jeden z najtrudniejszych dni w moim życiu. Gigantyczny stres wymieszany z euforią, kolejki daleko poza drzwi lokalu… nie spodziewaliśmy się aż takiego zainteresowania! 

Pełne ręce roboty!


Przez pierwsze dwa dni pracowaliśmy z moją dziewczyną. Potem na ponad tydzień zostałem sam w lokalu. Zapamiętam te 7 dni do końca życia. Zaczynałem pracę o 4:00, żeby wszystko było gotowe na 12:00. Potem do zamknięcia byłem człowiekiem-orkiestrą, który przyjmował zamówienia, przygotowywał sushi, a na koniec zmywał. Spałem może 2h na dobę. 

Moja dziewczyna wróciła z Olsztyna, a do zespołu dołączyła Ewelina, która pracowała z nami 1,5 roku. Niedługo później pojawiła się Joanna – jest z nami do dziś i każdy, kto choć raz był w lokalu, na pewno świetnie ją zna. 

Co było potem? Konkurencyjny bar sushi dość szybko upadł, a my nadal mieliśmy pełne ręce roboty. Wiedziałem, że jakość zawsze się obroni i tak właśnie było. Uczciwe podejście i najlepsze składniki sprawiły, że grono naszych Klientów stale się powiększa, a sushi, które tworzymy trafiło m.in. do Francji czy Norwegii. 

Razem stworzyliśmy tę historię


Na przestrzeni tych lat nadal się rozwijaliśmy i uczestniczyliśmy w wielu szkoleniach – tak, aby wznieść się na jeszcze wyższy poziom. Szczególnie dumni jesteśmy z udziału w szkoleniu prowadzonym przez Mistrza Świata Sushi Alona Thana. Na zakończenie, którego zdaliśmy egzamin i  otrzymaliśmy międzynarodowy certyfikat. 

W 2020 roku pojawiło się kolejne wyzwanie – pandemia. I to właśnie, kiedy zaczęliśmy się rozglądać za nową lokalizacją. Nie przestraszyliśmy się i wykorzystaliśmy ten trudny czas na przeniesienie się do nowego lokalu. Jednocześnie dalej zarabialiśmy, bo przecież sushi to również świetne danie na wynos! Nie zaszkodziło nam także pojawienie się dwóch nowych konkurentów. Wręcz przeciwnie – ich obecność na rynku sprawiła, że klienci ponownie docenili naszą jakość. 

W tym roku świętowaliśmy 7. rocznicę otwarcia lokalu. Nasz zespół tworzy już 6 osób i wiemy, że to dopiero początek.